"Wiedeń w Krakowie" w Gubbio

Umbria d’incanto.
Fot. M. Kistryn
Pocztówka z Asyżu.
Fot. M. Kistryn

Nasza krakowsko-wiedeńska dorożka rozpędziła się i z wiedeńskiego Ringu zaczęła nieoczekiwanie podążać w kierunku Italii. W galopującym tempie przejechała przez Mediolan i Wenecję. Konie zatrzymały się dopiero u stóp Gubbio – małego średniowiecznego miasta we włoskiej Umbrii. W mieście przebywał długo święty Franciszek. Legenda głosi, że poskromił okrutnego wilka, który niczym nasz krakowski smok pożerał zwierzęta i ludzi. Franciszek porozmawiał z nim i w sobie tylko wiadomy sposób udobruchał. Odtąd byli w najlepszej komitywie, wilk nie odstępował świętego Franciszka. Mieszkańcy zapewnili mu dożywotny wikt. Taka jest historia „il lupo di Gubbio” - wilka z Gubbio, który sławą nie dorównuje wprawdzie rzymskiej wilczycy, ale wtajemniczeni Italofile od razu wiedzą, o którego lupus’a chodzi.

Wiedeńsko – krakowski GPS zaprowadził nas jednakże nie do pomnika wilka, lecz do Galleria Lucarelli mieszczącej się w zabytkowym Palazzo Pretorio. Tu zaprzyjaźniona z nami fotograf – Małgorzata Kistryn – wielce zasłużona członkini konkursowego jury miała swoją wystawę „Umbria d’incanto”. Podziwialiśmy fotografie pokazujące umbryjskie impresje: widoki, architekturę, fiesty i ludzi. Zdjęcie Bazyliki Najświętszej Marii Panny od Aniołów w porannych mgłach zahipnotyzowało nas swym pięknem. To nasz faworyt. Basilica Santa Maria degli Angeli znajduje się w pobliżu Asyżu. Od Autorki dowiedzieliśmy się, że kościół ten powstał, by chronić inny kościół. Chodzi o Porcjunkulę (po włosku ta nazwa kojarzy się z cząsteczką) małą świątynię związaną z świętym Franciszkiem. Przy bazylice rosną krzewy róż pozbawione kolców. Podobno rosły już tu za czasów Franciszka. Pewnego razu rzucił się w nie, by nie ulec pokusie odejścia od obranego życia. Wówczas róże straciły kolce i takie rosną do dzisiaj.

Małgorzata Kistryn. Artystka przed bramą do galerii.
"Wiedeń w Krakowie"
Spotkanie w Galleria Lucarelli.
"Wiedeń w Krakowie"
Pani Fotograf z naszym faworytem. Bazyliki Najświętszej Marii Panny od Aniołów w woalu anielskich mgieł.
Fot. Gianfranco Gavirati

Zaciekawiły nas też fotografie dzieci z lokalnej fiesty na cześć św. Ubalda – patrona miasta. Cieszyły się dużym zainteresowaniem mieszkańców Gubbio. Plakaty i katalogi o wystawie widzieliśmy w kilku popularnych punktach miasta. Wystawa była też reklamowana w lokalnych mediach społecznościowych, m.in. na stronie merostwa.

Piazza Grande.
Fot. M. Kistryn
Podczas fiesty na cześć św. Ubalda.
Fot. M. Kistryn
Uczestniczki fiesty w Asyżu w pięknych historycznych strojach.
Fot. M. Kistryn
Fiesta jest bardzo dynamiczna.
Fot. M. Kistryn
Gubbio. Malec na fieście św. Ubalda.
Fot. M. Kistryn

Widząc, że w galerii jest spory ruch - na dłuższą rozmowę o Italii i jej mieszkańcach umówiliśmy się z Autorką na osobne spotkanie. Spotkaliśmy się w hotelu Relais Ducale atrakcyjnie usytuowanym przy Piazza Grande 5.

Rozmawiamy przy filmowym stoliku Don Matteo.
"Wiedeń w Krakowie"

Z ogromnego tarasu roztacza się wspaniały widok. Tuż obok wznosi się górujący nad wszystkimi dachami Palazzo dei Consoli z ogromną wieżą. W nocy oświetlona wieża wygląda jak latarnia morska. Turystom zagubionym w labiryntach ulic pozwala odnaleźć azymut. Co półgodziny pięknie rozbrzmiewają jej dzwony przypominając, że czas w tym pięknym miejscu też upływa nieubłaganie. Hotel Relais Ducale jest wyjątkowy nie tylko z powodu dobrego położenia i rodzinnej atmosfery. Posiada także inne atuty: tu przez wiele lat kręcono odcinki „Don Matteo” - włoskiego pierwowzoru Ojca Mateusza. Serial cieszy się we Włoszech ogromną popularnością. Nawiasem mówiąc producenci postanowili przenieść plan do położonego o 80 kilometrów dalej Spoleto, innego urokliwego miasta Umbrii. Zrozpaczeni mieszkańcy Gubbio z burmistrzem i proboszczem na czele nie dają jednak za wygraną, protestują, piszą petycje i apelują. Przed hotelem Relais Ducale ustawiony jest stolik z rekwizytami głównych bohaterów. Tam usiedliśmy.

Spoleto-konkurent Gubbio o względy Don Matteo.
Fot. M. Kistryn
Palazzo dei Consoli z wieżą jak latarnia morska.
Fot. M. Kistryn
Piazza Grande z Palazzo dei Consoli.
Fot. M. Kistryn
Trevi.
Fot. M. Kistryn
Drzewo oliwne Sant' Emiliano rośnie w Bovara w pobliżu Trevi od ponad 1700 lat.
Fot. M. Kistryn
Oliwny gaj w czasie zbiorów.
Fot. M. Kistryn
Oliwki.
Fot. M. Kistryn

Czy współczesnych Włochów można traktować jako następców starożytnych Rzymian? Ale co wiemy o starożytnych Rzymianach? Tyle, co z książek i filmów. Spotykając Włochów mimowolnie szukamy odniesień i analogii. Co najlepiej charakteryzuje Włochów? Kuchnia? Futbol? Motoryzacja? Kawa?

M.K. ‒ Podstawą kuchni jest oliwa. I wcale nie jest tak, jak z winem, że im starsza tym lepsza. Oczywiście dobrze przechowana posłuży 2-3 lata. Ale czas przydatności wyznaczają zbiory oliwek. Najlepsza jest świeżo tłoczona - dlatego, sprzedawcy przed czasem tłoczenia chcą szybko sprzedać “stare” zapasy. Drzewa oliwne żyją po 1000, a nawet dłużej. W Umbrii najstarsze drzewo oliwne San Emiliano liczy 1700 lat. Urocza jest świadomość, że spożywamy oliwę z 1000 letniego drzewa. Dla mnie zapach świeżo tłoczonej oliwy jest zazwyczaj fantastyczny. Smak zależy od gatunku drzewa, gleby, słońca i wielu innych czynników. Oliwki trzeba zebrać szybko i od razu tłoczyć. Na małych plantacjach pomagają często sąsiedzi przyjaciele.

Pytamy Małgorzatę o fenomen włoskiej kawy. Fenomen, bo wszędzie jak Italia długa i szeroka można wypić znakomite, gęste espresso. Picie kawy stało się naszą obsesją. Naprawdę próbowaliśmy znaleźć we Włoszech kawę podłą, rozwodnioną lurę czy kwaśną plujkę. Nie udało się.

M.K. ‒ Doskonałą marką jest Illy z Triestu. Włosi wymyślili słynny na całym świecie ekspres La Cimbali.

Serwis kawowy w barwach narodowych z włoskiego ferramenta czyli sklepu żelaznego.
Fot. M. Kistryn

A „mokka”? Czy to dla Włochów gatunek kawy?

M.K. ‒ Tak, ale Włoch skojarzy tę nazwę przede wszystkim z urządzeniem do parzenia kawy w domu, z tym że jest to moka z jednym „k”. Metalowe naczynie stawia się na gazie. Woda z dolnego zbiornika pod ciśnieniem przechodzi przez kawę do górnego. Taką kawę Włosi piją najczęściej rano, potem w ciągu dnia idą na kawę do lokalnego baru. Tam tradycyjnie czytają gazety (nadal chętnie w wersji papierowej) i komentują bieżące wydarzenia. Nikt raczej nie trzyma w domu ekspresu, choć Włosi piją kawę przy każdej okazji i o różnych porach: rano, po południu, po kolacji.

Zapytaliśmy, czy Włochów można poznać przez historię motoryzacji. W obiegowej opinii włoskie auta szybko się psują.

M.K. ‒ Może kiedyś tak było.

Małgorzata jest zbyt młoda by pamiętać wehikuły z filmów Felliniego.

Ape w Gubbio.
Fot. M. Kistryn
Alternatywne formy transportu na Wybrzeżu Amalfi.
Fot. M. Kistryn

M.K. ‒ Teraz nie ma obawy, że włoskie psują się częściej niż inne. Niewiele jest dużych, szerokich SUV’ów. Włosi wszędzie dojadą Pandą. Ale czasem konieczna jest zwinna fenomenalna Ape czyli “pszczółka’- trójkołowy samochód dostawczy spotykany w różnych wersjach. Pszczółka dojedzie wszędzie i dowiezie wszystko od pizzy po cement. Dużo włoskich „ape” widziałam w Indiach. Pszczółkę i osę [chodzi o skuter Vespa] wyprodukowane przez Piaggio można uznać za symbole rozwoju i mobilności Włochów. Ale nie zapominajmy, że są rejony takie jak górzysta Liguria czy Wybrzeże Amalfitańskie w Kampanii, gdzie do celu dojedziemy czasem jedynie na osiołku lub mule.

Małgorzata znakomicie prowadzi, na wszystkie plenery i wystawy jeździ swoim czerwonym Oplem. Pierwszym samochodem był mały fiat. Maluchem podróżowała po Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, ale nie pamięta, czy dotarła nim też do Italii. Jak się jeździ po włoskich drogach?

M.K. ‒ Włosi chyba nie trąbią na siebie już tak często (przynajmniej na północy kraju). Ale pamiętajmy, że włoscy kierowcy trąbią także ostrzegawczo, np. na zakrętach, czy przy gęstej mgle. Klakson traktują jako sygnał dla innych użytkowników „ja jestem”. Potrafią płynnie wyprzedzać w sytuacjach i miejscach na oko niemożliwych.

Małgorzata opowiada historię z wyjazdu na plener:

M.K. ‒ Nawigacja przestała działać, więc zadzwoniłam do gospodarza z prośbą o wskazówki. Wyjechał mi naprzeciw. Krytycznie obejrzał mój samochód i kazał jechać za sobą drogą tak wąską, że mowy nie było o najmniejszym błędzie. Jechaliśmy jakieś 300 m przesmykiem między dwiema skałami. Przez tydzień nie ruszałam auta tłumacząc, że w plener najlepiej pieszo. Ale przyszedł dzień wyjazdu, gospodarza nie było. Wystraszyłam się, że nie dam rady wrócić cofając na tak wąskiej drodze (o zawracaniu nie było w ogóle mowy). W tym momencie zobaczyłam, że ktoś nadjeżdża z przeciwka. Panika! Co robić? Instrukcja Włochów na tę okoliczność brzmi: „Należy nadsłuchiwać, czy ktoś nie jedzie, trąbić i jechać jak najszybciej …”.

Włoskie wąskości.
Fot. M. Kistryn

Włoskich wąskości doświadczyliśmy sami nocą wjeżdżając do Gubbio. Zjechaliśmy z szerokiej drogi i nagle znaleźliśmy się na średniowiecznych uliczkach o szerokości kilku łokci. Poczuliśmy się jak w tunelu. Po obu stronach wysokie wielopiętrowe kamienice i mrowie zaparkowanych aut. W tym wszystkim stoliki kawiarniane i ludzie radujący się letnim wieczorem. Długo trwało zanim nauczyliśmy się rozpoznawać właściwe bramy wjazdowe i kierunek ruchu. Czasem wracając późno kilka razy okrążaliśmy miasto niczym szukający wyłomu w murach najeźdźcy.

Jeśli nie motoryzacja to może język włoski najlepiej charakteryzuje Włochów?

Małgorzata i tu nie pozostawiła złudzeń.

M.K. ‒ Włochy to wiele silnych dialektów. Zapewne pozostałość po licznych księstwach i miastach-państwach. Ale dzięki serialom telewizyjnym, takim jak np. kultowy Don Camillo – powszechny staje się język jednolity – „ogólnowłoski”. Telewizja spełnia tu ważną rolę edukacyjną. Starsi mieszkańcy prowincji żyjący w swych regionalnych enklawach nierzadko posługiwali się tylko dialektem, bo nie było okazji, ani potrzeby, by używać włoskiego „urzędowego”.

Dziwi nas, że Włosi łatwo zrezygnowali z palenia w lokalach.

M.K. ‒ Tak, zapach dymu jednak przeszkadzał w restauracjach. Tłumił aromat dań. Włosi podporządkowali się i palą przed lokalem.

Pytamy jeszcze o piłkę nożną.

M.K. ‒ Jest entuzjazm, ale bez przesady. Dużo dzieci gra. Małgorzata przypomina sobie boisko w Orvietto. Wokół blisko 1000 letnie zabytki, a tuż obok młodzież gra w piłkę. Obcowanie ze wspaniałą architekturą, ładnymi przedmiotami, czy pięknem krajobrazu wyrabia zmysł estetyczny. Dlatego może nawet włoski futbol wydaje się finezyjny. A włoski design ma światową renomę.

A rodzinne biznesy?

M.K. ‒ Włosi emigrują, ale chętnie przyjeżdżają do ojczyzny i angażują się w wielopokoleniowe biznesy rodzinne. Mają niezwykłą pamięć do klientów. Kiedyś wróciłam po pół roku do pewnej restauracji. Właściciel rozpromienił się na mój widok „La maestra fotografa!!!”. Na pytanie jak to możliwe, że mnie zapamiętał odparł: „Jak sobie z gościem porozmawiam to pamiętam”. No właśnie, Włosi lubią rozmawiać.

Słowo restauracja automatycznie wywołało temat włoskiej kuchni. Małgorzata uznała, że najlepszym miejscem na omówienie tej kwestii będzie Zielony Dzięcioł czyli ristorante Picchio Verde.

Picchio Verde zaprasza.

Już od progu byliśmy serdecznie witani przez właścicieli restauracji, sympatyczną rodzinę Alluno. Rozejrzeliśmy się. Wystrój wnętrza był dostojny i dobrze korespondował z wielowiekowym ambiente. Nasze nozdrza wyczuły aromaty zwiastujące ucztę Lukullusa. Usiedliśmy przy okrągłym stole nakrytym nienagannie białym wykrochmalonym obrusem. Zaczęliśmy studiować menu. Wtedy na chwilę przysiadła się do nas Simona. Zaczęła wyjaśniać z czego i jak zrobione są poszczególne dania. Mówiła szybko, w tempie włoskim, ale bardzo sugestywnie. Poczuliśmy niekontrolowany przypływ apetytu. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Maestra Margherita jest w tym mieście lubiana i darzona uznaniem. Fotografie Małgosi rozsławiają Gubbio i dzięki temu trafiają do nich turyści. Większość mieszkańców żyje z turystyki. Po pełnych rozterek wahaniach (i to kusi i to nęci) decyzja odnośnie dania wreszcie zapadła. Zdaliśmy się na wybór Małgosi. Jedliśmy wykwintne tortellini z umbryjskim specjałem czarnymi truflami. Włoski region Umbria jest jednym z niewielu w Europie, gdzie występują te grzyby. Niełatwo je znaleźć. Dobrego nosa do trufli mają psy i … świnie. Margherita poprosiła o oliwę. “Olio - subito!” zawołał kelner. Niektóre gatunki trufli można podobno hodować. Pierwsze zbiory udają się po 10 latach…

W imieniu Wiednia w Krakowie z Małgorzatą Kistryn rozmawiała Magdalena Wisiecka. Najnowszy news – Małgorzata Kistryn została laureatką drugiej edycji konkursu „50 SFUMATURE D’UMBRIA” (50 odcieni Umbrii) w kategorii „I COLORI DELLE STAGIONI” (Kolory pór roku) zorganizowanym przez Stowarzyszenie GMP GAIA i organizację Pro Loco z umbryjskiego Vallo di Nera.

„WIEDEŃ W KRAKOWIE” SERDECZNIE GRATULUJE.

Praca konkursowa 50 ODCIENI UMBRII.
Fot. M. Kistryn
Praca konkursowa 50 SFUMATURE D’UMBRIA.
Fot. M. Kistryn

Organizatorzy

  • Uniwersytet Ekomiczny w Krakowie
  • Fundacja Uniwersytetu Ekomicznego w Krakowie
  • Centrum Językowe UEK

Partnerzy

  • Restauracja C.K. Browar
  • Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
  • Powiat Przemyski
  • Jordan Group
  • Stowarzyszenie Miłośników Opery Krakowskiej ARIA
  • Fachhochschule Wiener Neustadt
  • EOStudio
  • Atelier XIX-XXI Fotostudio
  • Pizzeria Galicyjska
  • Maestro
  • Copylandia
  • Eurocomm PR Kraków
  • ARTQuartia
Do góry